Pożegnanie z Interią
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Pożegnanie z Interią

Dodano: 
Rafał A. Ziemkiewicz
Rafał A. Ziemkiewicz Źródło: PAP / Arek Markowicz
Po wielu latach współpracy, której owocem było kilka zbiorów felietonów („Życie seksualne lemingów”, „A więc wojna”, częściowo też „Pycha i upadek”) portal Interia zrezygnował z zamieszczania moich tekstów. Mówi się trudno i pisze się dalej – rubryka zakorzeniła się, miała duże zasięgi, bardzo wiele odsłon i komentarzy, a kontrowersje, jakie moje teksty wzbudzały, raczej powodzeniu portalu służyły, niż szkodziły. Z drugiej strony, regularnie docierały do mnie informacje o różnego rodzaju interwencjach u niemieckich właścicieli portalu ze strony organizacji homoseksualnych i żydowskich, pogróżkach, donosach, pismach przedsądowych etc. Jak sobie pomyślę, ile redaktor Krzysztof Fijałek miał ze mną przez te lata kłopotów, to szczerze mu współczuję.

Oficjalnym powodem zerwania współpracy stał się cytat z Józefa Mackiewicza „do komunistów trzeba strzelać”, użyty w kontekście agresywnych wyznawców ideologii LGBT. Wprawdzie odebranie go, w kontekście, w jakim został użyty, w sposób dosłowny, uważam za absurd – ale po namyśle nawet zgodziłem się z redaktorem naczelnym Interii, że wobec rozpętanych w naszym kraju wokół polityki emocji, które, zdarzało się, popychały szaleńców nawet do morderstw, by wspomnieć śp. Marka Rosiaka czy śp. Pawłą Kulczaka, lepiej jest dmuchać na zimne. Przeredagowałem na wszelki wypadek końcówkę tekstu (w tej wersji możecie go Państwo przeczytać na stronie uziemkiewicza.pl) a nawet na wszelki wypadek przeprosiłem za użycie historycznego cytatu w kontekście, w którym ktoś mógłby, wbrew moim intencjom, uznać go za wezwanie do stosowania przemocy. Kto mnie zna, wie, że zdarza mi się to bardzo rzadko.

Wydaje się jednak, że ta sprawa była przysłowiową kroplą przepełniającą kielich i Interia postanowiła skorzystać z okazji do pozbycia się problemu. W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, niż serdecznie podziękować za wspólnie spędzone lata i raz jeszcze wspomnieć ciepło śp. Zygmunta Moszkowicza, który moją rubrykę w Interii przed laty wymyślił, zainstalował, i zapewne też miał z mojego powodu wiele kłopotów.

Wszystko to, jak sądzę, powinno tylko wzmocnić wymowę tekstu, który nie przypadkiem chciałem zamieścić w przeddzień kolejnej tzw. Parady Równości, która ma dziś przemaszerować przez Warszawę. Miejmy odwagę jasno i otwarcie mówić, że nie jest ona tym, co próbują nam wmówić lewicowo-liberalne salony i media: to nie jest żadna obrona niczyich praw i nie chodzi tu o żadną tolerancję. Ideologia głoszona LGBT to nowa forma marksistowskiego obłędu, nowy bolszewizm, faszyzm czy nazizm, kolejna próba zbudowania totalitaryzmu, zniszczenia demokratycznych swobód i wolności, na czele z wolnością słowa. Wierzę, że dzięki wciąż działającej „szczepionce” PRL-u Polska obroni się przed tym obłędem skuteczniej, niż Zachód, w znacznym stopniu sparaliżowany dziś sprytnie wstrzykniętym mu jadem „politycznej poprawności’.

Sięgam po te mocne słowa, choć swego czasu na tej tutaj stronie wygłosiłem swoiste wotum separatum, twierdząc, że jakaś forma prawnego sformalizowania homoseksualnego konkubinatu byłaby rzeczą godziwą i potrzebną (prezydent Duda postulował potem w kampanii stworzenie „statusu prawnego osoby bliskiej”, przyjmijmy te formułę). Nadal tak uważam. Myślę, że właśnie to czyni mnie celem szczególnie zajadłego ataku nowych faszystów spod znaku sześciokolorowej tęczy. Oni bardzo by chcieli mieć takich wrogów, którzy nazywają ich zboczeńcami czy sodomitami i odmawiają prawa do istnienia jako grzesznikom.

Tymczasem, nigdy dość podkreślania: tu wcale nie chodzi o homoseksualizm – tak, jak komunistom nie chodziło o robotników ani faszystom o sprawne państwo i sprawiedliwość społeczną. Ideologia LGBT byłaby równie ohydna i groźna, gdyby odwoływała się do, mówiąc staroświecko, rozpusty heteroseksualnej. I żeby alarmować i wzywać do oporu przeciwko niej wystarczy zdrowy rozsądek – ten, w imię którego wystąpiła Zofia Klepacka, której moja z kolei obrona okazała się dla Interii nie do przełknięcia.

Wśród tych, którzy będą dziś paradować w Warszawie, tradycyjnie okazując nam „heterykom” nienawiść i pogardę, kpiąc z naszych wartości i profanując symbole religijne, homoseksualistów, w imieniu których będą rzekomo to robić, będzie znikoma mniejszość. Będą tam działacze, politycy i bojówkarze lewicowej opozycji, będą przedstawiciele zagranicznych placówek dyplomatycznych, zmuszeni do wspierania LGBT poleceniem swych przełożonych, będą też spędzeni pracownicy wielkich międzynarodowych koncernów, które za propagowaniem ideologii LGBT stoją (co jest tylko jednym z wielu historycznych podobieństw: za faszyzmem czy komunizmem też stali tacy sponsorzy, obiecujący sobie zrobić przy okazji rozwalaniu „starego świata” doskonałe interesy). W istocie, sami homoseksualiści są tej agresji raczej ofiarami niż beneficjentami. Dowodzą tego – podawane w bezmyślności przez samych ideologów – statystyki, pokazujące, że przemoc wobec homoseksualizmu w krajach, które na drodze tęczowej rewolucji zaszły bardzo daleko, jest dużo większa, niż w naszym „zacofanym” kraju i stale tam rośnie.

Seksualizowanie dzieci, zaburzanie im identyfikacji płciowej, deprawowanie młodych ludzi zachętami do seksu na sposób podwórkowych kotów, niszczenie podstaw prawa rodzinnego i cywilnego – to jest linia „non possumus”, której trzeba bronić. Wynik ostatnich wyborów, w których opozycja wystąpiła właśnie jako partia LGBT, pozwala mi powtórzyć papieskie słowa: „nie lękajcie się”. Nawet, jeśli za obronę normalności i zdrowego rozsądku grożą jakieś nieprzyjemności.

Czytaj też:
"Ich liberalizm kończy się tam, gdzie jest wolność myślenia". Fala komentarzy po decyzji Interii ws. Ziemkiewicza

Czytaj też:
Interia kończy współpracę z Ziemkiewiczem. "Tęczowi faszyści wygrali potyczkę"

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także