Śpieszmy się rozmawiać z Powstańcami – zbyt szybko odchodzą

Śpieszmy się rozmawiać z Powstańcami – zbyt szybko odchodzą

Dodano: 
Janusz Chaszczyński ps. "Lord"
Janusz Chaszczyński ps. "Lord" Źródło: Muzeum Powstania Warszawskiego/udostępniła Agnieszka Kropczyńska
Warszawska adwokat Agnieszka Kropczyńska wspomina niezwykłego sąsiada z kamienicy przy ul. Polnej. Wspomnienie publikujemy w przeddzień 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.

Pan Janusz Chaszczyński ps. „Lord" miał 16 lat gdy uciekł z domu na warszawskiej Ochocie do Powstania Warszawskiego. Następnie postarzył się, aby dowództwo przyjęło go do wojska. Jego młodszy brat Lech, ps. „Szeliga" zginął pierwszego dnia Powstania Warszawskiego na Placu Narutowicza podczas szturmu na przedwojenny dom studencki zmieniony pod okupacją na koszary policji (Schutzpolizei). Obecnie mieści się tam ponownie Dom Studencki Politechniki Warszawskiej, słynne wśród studentów „Alkatraz". Rzeczywiście budynek wygląda jak twierdza i był nie do zdobycia dla słabo uzbrojonych Powstańców. Rodzina długo nie była pewna w jakich okolicznościach zginął młodszy brat Pana Janusza.

On sam walczył do końca Powstania w Pułku Baszta, następnie trafił do niewoli niemieckiej, w której przebywał początkowo w obozie przejściowym w Skierniewicach, a następnie w Stalagu X B Sandbostel, zaś po wyzwoleniu obozu dołączył do armii generała Andersa. Po zakończeniu działań wojennych pozostał w Wielkiej Brytanii. Tam ożenił się również z uczestniczką Powstania Warszawskiego. Dzieci jego urodziły się za granicą, zaś sam Janusz Chaszczyński jako cywil, po wojnie zrobił dużą karierę na Zachodzie – był wieloletnim dyrektorem dobrze prosperujących fabryk tekstylnych w Wielkiej Brytanii i Kandzie.

Wcześniej jednak przeżył wszystko to, co przeżywali Powstańcy – wszechobecną śmierć (w tym osobistą tragedię – śmierć brata), głód, upadek Powstania, kanały, obóz, tułaczkę. Oszczędzone mu zostały jedynie stalinowskie katownie UB, gdyż pozostał na emigracji.

Do Polski wrócił dopiero w pierwszej dekadzie lat dwutysięcznych, odnalazł kolegów z Baszty, postanowił kupić mieszkanie w Warszawie i osiedlił się na stałe w Ojczyźnie. Jego najstarsza córka Lidia również przeniosła się w ostatnich latach do Polski. Pan Janusz cieszył się, że może brać udział w dorocznych uroczystościach związanych z obchodami rocznicy Powstania Warszawskiego. Działał społecznie – anonimowo pomagał kolegom Powstańcom, którzy znajdowali się w gorszej sytuacji finansowej.

Był do ostatnich swoich dni aktywnym członkiem zarządu wspólnoty mieszkaniowej w przedwojennej warszawskiej kamienicy w Śródmieściu, w której mieszkał po powrocie do Polski. Walczył o doprowadzenie przez mieszkańców, własnymi siłami, do remontu kamienicy i uniknięcie zagrożenia eksmisji lokatorów. Jego ostatnia batalia o Warszawiaków była udana. Dziękujemy Panie Januszu, wiele Panu zawdzięczamy, szkoda, że może nie zdążyliśmy tego wyartykułować. Wydawało nam się, że będzie Pan wśród nas dłużej, znacznie dłużej.

Nie chciał rozgłosu. Przy ogromnej wielkoduszności oraz klasie połączonej z przedwojenną kindersztubą był skromnym i nie poszukującym rozgłosu człowiekiem. Janusz Chaszczyński za zasługi w walce o wolność został w lipcu tego roku odznaczony pośmiertnie przez prezydenta Andrzeja Dudę krzyżem z mieczami orderu krzyża niepodległości wraz z kilkoma innymi uczestnikami powstania. Część odznaczonych było osobiście obecnych, inni zostali odznaczeni dopiero po śmierci.

W pierwszej chwili żałowałam, że sąsiad nie został odznaczony za życia, wśród spraw doczesnych nie było czasu, aby pomyśleć o takim wniosku. Jednak mam wrażenie, że najważniejsze dla niego było to, że po latach mógł wrócić do w pełni wolnej Polski oraz do Warszawy. Był powszechnie szanowany, odnalazł przyjaciół, a po śmierci został z honorami pochowany w Kolumbarium na Powązkach Wojskowych, naprzeciwko grobu „Montera". Pozostanie w naszej pamięci i pamięci przyszłych pokoleń.

Źródło: DoRzeczy
Czytaj także