"Rzeczpospolita": Seksafera na Podkarpaciu z ukraińskimi służbami w tle

"Rzeczpospolita": Seksafera na Podkarpaciu z ukraińskimi służbami w tle

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjneŹródło:PAP / Leszek Szymański
Dzisiejsza "Rzeczpospolita" ujawnia nowe informacje dotyczące tzw. afery podkarpackiej.

Chodzi o tzw. seksaferę podkarpacką. Według doniesień medialnych (opartych na słowach byłego agenta CBA Wojciecha J.) istnieją dziesiątki nagrań, na których zarejestrowano m. in. prominentnych polityków korzystających z usług prostytutek. Nagrania miały zostać zarejestrowane w agencjach towarzyskich na Podkarpaciu.

W sprawie seksafery zeznawał m.in. nieżyjący już bokser Dawid Kostecki. Zeznania Kosteckiego dotyczyły naczelnika zarządu Centralnego Biura Śledczego w Rzeszowie Daniela Ś., który miał ochraniać Aleksieja i Jewgienija R. – braci, którzy prowadzili wspomniane agencje towarzyskie. Według TVP Info, z relacji Kosteckiego wynika, że nie oskarżył on żadnych osób publicznych o korzystanie z usług seksualnych tych agencji, lecz wskazywał na szereg wątpliwości co do działań ówczesnych prokuratorów i organów władzy. W zeznaniach bokser opisywał głównie, jak Daniel Ś. miał pomagać braciom R. w seksbiznesie.

Działania ukraińskich służb?

Jak podaje dzisiaj „Rz”, istnieją dowody, że nagrania o których mówił były agent CBA Wojciech J. naprawdę istniały i zostały wywiezione na Ukrainię.

"Za zgodą prezesa Sądu Okręgowego w Tarnowie zapoznaliśmy się z jawną częścią akt sprawy karnej przeciwko braciom R. Tam właśnie pojawia się ślad taśm. W listopadzie 2011 r. zawiadomienie o »szpiegostwie przeciwko Polsce« złożył do polskiej prokuratury adwokat Jewgienija i Aleksieja R. Bracia twierdzą w nim, że od 2007 r. SBU – czyli Służba Bezpieczeństwa Ukrainy – szukała informacji o klienteli prowadzonych przez nich w Polsce agencji towarzyskich. Ukraińskie służby – według ich relacji – interesowały się »politykami i biznesmenami«, poszukiwały materiałów w postaci »CD-ROM-ów i pendrive'ów« " – podaje "Rp".

Bracia R. mieli też zeznać, że ukraińskie służby pytały ich o szczegóły działalności klubów oraz klientów, którzy korzystali z usług prostytutek.

„Czy R. mówili prawdę? Czy polscy śledczy po złożeniu zawiadomienia drążyli wątek nagrywania klientów? W jawnych aktach nie ma takich informacji. Prokuratura Krajowa dziś dementuje informacje o sekstaśmach – twierdzi, że w agencjach R. ich nie znaleziono, więc nagrań nie ma i nie było. Problem w tym, że do szukania kamer i taśm śledczy zabrali się w 2016 r. – dopiero wtedy zatrzymali R”. – podaje dalej dziennik.

Czytaj też:
Czy Polacy chcą speckomisji ds. tzw. seksafery podkarpackiej?

Czytaj też:
Posłowie PO żądają wglądu to tajnych akt. Chodzi o rzekomą seksaferę

Źródło: Rzeczpospolita
Czytaj także