Paweł Lisicki: Wzrost liczby wyborców PiS wskazuje na skalę tego zwycięstwa

Paweł Lisicki: Wzrost liczby wyborców PiS wskazuje na skalę tego zwycięstwa

Dodano: 
Paweł Lisicki, redaktor naczelny "Do Rzeczy"
Paweł Lisicki, redaktor naczelny "Do Rzeczy"Źródło:PAP / Andrzej Rybczyński
W przypadku Prawa i Sprawiedliwości jest to o tyle wielkie zwycięstwo, że są to drugie wygrane wybory z rzędu, drugi raz z rzędu osiągnięta jest samodzielna większość. Zdecydowanie wzrosła liczba osób głosujących na Prawo i  Sprawiedliwość. Bo jeśli Prawo i Sprawiedliwość dostało 37 proc. poparcia przy 51 procentowej frekwencji, a teraz dostaje 43,6 proc. przy frekwencji 61 proc., to oznacza bardzo duży wzrost liczby głosujących na PiS. To są elementy wskazujące na skalę wygranej – mówi portalowi DoRzeczy.pl Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika ”Do Rzeczy”.

Według sondażu exit poll wybory parlamentarne wygrało Prawo i Sprawiedliwość. Wygrana zdecydowana, choć nie tak spektakularna, jak przewidywali co poniektórzy. Zaskoczenie, czy wynik zgodny z oczekiwaniami?

Paweł Lisicki: Zaskoczenie na pewno nie, bo sondaże dawały wygraną Prawa i Sprawiedliwości. Jeśli potwierdzi się wynik 43,6 proc. to będzie on odzwierciedlał dokładnie wyniki sondażowe. Przed wyborami różne badania wskazywały na poparcie PiS od 42-47 proc. Na pewno jest to o tyle wielkie zwycięstwo, że są to drugie wygrane wybory z rzędu, drugi raz z rzędu osiągnięta jest samodzielna większość. Zdecydowanie wzrosła liczba osób głosujących na Prawo i Sprawiedliwość. Bo jeśli Prawo i Sprawiedliwość dostało 37 proc. poparcia przy 51 procentowej frekwencji, a teraz dostaje 43,6 proc. przy frekwencji 61 proc., to oznacza bardzo duży wzrost liczby głosujących na PiS. To są elementy wskazujące na skalę zwycięstwa. Z drugiej strony – jeżeli popatrzymy na mandaty, to praktycznie nic się nie zmieniło. Trochę było widać poczucie niedosytu w wypowiedzi prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który z jednej strony mówił, że się cieszy, z drugiej, wyraźnie sugerował, że liczył na więcej. Każdy zawsze liczy na więcej. Jednak biorąc wszystko pod uwagę, to ogromny sukces. Po raz pierwszy w historii zdarzyła się sytuacja, w której partia wygrywa drugi raz z rzędu wybory z przewagą dającą jej samodzielną większość. Więc nie jest to większość konstytucyjna, o której niektórzy sympatycy PiS marzyli, ale jest wielki sukces.

Mówi Pan, że wszyscy zawsze liczą na więcej. Nie dotyczy to chyba Grzegorza Schetyny, który wybory przegrał, ale mówił o wielkim sukcesie?

W przypadku Grzegorza Schetyny mamy do czynienia z formą niebywałego wręcz zaklinania rzeczywistości. Przecież to jest polityk, który trzy tygodnie temu twierdził, że poparcie dla Koalicji Obywatelskiej wyniesie powyżej 30 proc. Tymczasem dostali 27 proc. uzyskali 130 mandatów. A więc, eit poll się potwierdzi, będzie wynik gorszy, niż cztery lata temu! Chodzi o największą partię opozycyjną, która wydawało się, że będzie jak równy z równym walczyła z Prawem i Sprawiedliwością. A tracą do PiS 16 punktów. To gdzie tu możemy mówić o wielkim sukcesie? W przypadku Platformy Obywatelskiej mamy więc raczej potwierdzenie stanu kryzysu, niż wyjście z niego.

Do Sejmu najprawdopodobniej dostanie się Konfederacja, lepszy niż wcześniejsze sondaże wynik otrzymało Polskie Stronnictwo Ludowe, po czterech latach wraca Lewica.

Jeśli chodzi o Konfederację, to badanie exit poll po wyborach europejskich też dawało Konfederacji przekroczenie progu, ostatecznie formacja ta w Parlamencie Europejskim się nie znalazła. Teraz też do końca nie jestem pewien, czy znajdzie się w Sejmie.

Dlaczego?

Z uwagi na wysoką frekwencję, która według ekspertów może Konfederacji bardzo utrudnić znalezienie się w parlamencie. Choć oczywiście może okazać się, że eksperci się mylili i Konfederacja próg faktycznie przekroczy. Jeśli tak – to jest to oczywiście sukces. Szczególnie, że wydawało się, że bardziej prawdopodobne jest przekroczenie przez Konfederację progu 5 proc. w wyborach do Parlamentu Europejskiego, niż do Sejmu. Być może spełniło się to, co mówił Janusz Korwin-Mikke, że zamieszanie dotyczące podawania informacji na ich temat przez Telewizję Publiczną mogło zadziałać na ich korzyść. Bo stworzyło takie wrażenie, że oni są ofiarami, są prześladowani. I to mogło w jakiś sposób zaważyć na tym, że jakaś grupa wyborców zdecydowała się oddać na Konfederację swój głos. Ale nawet gdy Konfederacja wejdzie do Sejmu, to te przewidywane 13 mandatów to zbyt mało, by stworzyć klub, więc raczej partia ta nie odegra tu większej roli. Są natomiast dwie ciekawe rzeczy.

Jakie?

Po pierwsze PSL. Uzyskało ono wynik, który z jednej strony jest zaskakująco wysoki, z drugiej zaskakująco wysoki nie jest. Jest – jeśli porównamy go z przedwyborczymi sondażami. Nie jest, jeśli połączymy teoretyczne poparcie dla Kukiz’15 i PSL. 9,6 proc. nie jest to jakiś rekord świata. Myślę, że na tym lepszym niż sondażowy wynik PSL zaważyły debaty i to, jak wypadł w nich Władysław Kosiniak-Kamysz. Wypadł nieźle, więc i wynik był lepszy. Po drugie lewica. Miała 7,8 proc. poparcia w 2015 roku. Dziś ma 11,9. Teraz jednak jest to znacznie szersza formuła, bo oprócz SLD jest Razem i Wiosna Biedronia. Zastanawiam się, czy to jest dużo, czy mało. Bo jeszcze niedawno przewidywano, że Biedroń z Wiosną zawojują polską politykę. Dziś jest jedynie częścią pewnego układu. Pytanie, na ile ten układ, będący małżeństwem z rozsądku, okaże się trwały. Myślę, że lewica to jest to ugrupowanie, w którym najszybciej pojawią się tendencje odśrodkowe. I te zapowiedzi o wielkiej miłości i wzajemnej współpracy okażą się nieprawdziwe.

Ostatnia kwestia. PiS odniósł sukces, jednak ciężko się oprzeć wrażeniu, że w dużej mierze także dzięki słabości opozycji. Tymczasem silna opozycja, punktująca merytorycznie rząd jest potrzebna. Czy paradoksalnie zagrożeniem dla demokracji nie okaże się nie jakieś działania PiS, ale słabość opozycji?

Można odwrócić to pytanie. Ta kampania była autentyczna, nie można powiedzieć, że PiS odniósł miażdżące zwycięstwo. Gdyby doszło do sytuacji, w której PiS osiąga 60 proc. poparcia, a inne ugrupowania maksymalnie kilkanaście, to można by mówić, że wahadło przesunęło się tak mocno w jedną stronę, że stanowi to zagrożenie dla demokracji. Tu jednak jest zwycięstwo, ale nie totalne, wywalczone z olbrzymim wysiłkiem. Oczywiście PiS korzysta z rozbicia i radykalizmu opozycji. Ale trudno robić partii rządzącej zarzut z tego, że opozycja zachowuje się głupio. Z pierwszych słów Grzegorza Schetyny po przegranych wyborach wynika, że opozycja dalej będzie stosowała tę samą taktykę. Narrację, że Polska jest krajem faszystowskim, totalitarnym, niszczącym demokrację. Jest to tak dalekie od prawdy, biorąc pod uwagę chociażby te wybory, rekordową frekwencję. Jeśli opozycja przyjmie taktykę opozycji totalnej, nie wróżę jej sukcesu także w przyszłości.

Czytaj też:
Exit poll: PiS z samodzielną większością, pięć partii w Sejmie

Czytaj też:
PSL i Kukiz w Sejmie. Kosiniak-Kamysz zapowiada "racjonalne centrum"

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także