3,5 roku - tyle czasu spędzi w więzieniu Roman S., który strzelał do protestujących górników podczas pacyfikacji kopalni "Wujek". Czyn byłego funkcjonariusza ZOMO został uznany za zbrodnię komunistyczną. Wydarzenia w "Wujku" były największą tragedią stanu wojennego, który rozpoczął się w Polsce 13 grudnia 1981 roku. Od milicyjnych kul zginęło wtedy dziewięciu górników, a 21 zostało rannych. Dziś obchodzimy 38. rocznicę jego wprowadzenia.
Sąd nie uwzględnił w sprawie Romana S. rozstrzygnięcia niemieckiego wymiaru sprawiedliwości w tej sprawie. Jak podkreślił sędzia Maciej Dutkowski, wydano rozstrzygnięcie bez rzetelnego przeprowadzenia postępowania dowodowego.
Wyższego wyroku, czyli kary 10 lat pozbawienia wolności, domagała się do byłego zomowca prokuratura. Dariusz Psiuk, prokurator Instytutu Pamięci Narodowej podważył zeznania S. o tym, jakoby nie brał on udziału w strzelaniu, a jedynie "zabezpieczał tyły". W ocenie oskarżyciela, pacyfikacja kopalni Wujek była przemyślaną i dokładnie zaplanowaną akcją komunistycznej władzy w celu przełamania społecznego oporu. Prokurator zaznaczył również, że była to zbrodnia przeciwko ludzkości, dlatego też oskarżonego nie obejmuje ustawa o amnestii z 1989 roku.
Obrona Romana S. wnioskowała o jego uniewinnienie. Adwokaci wskazali, że były funkcjonariusz sam był ofiarą systemu komunistycznego i musiał wykonywać polecenia przełożonych.
Roman S. został ujęty w tym roku w lato, w Chorwacji. Proces mężczyzny ruszył we wrześniu.