Dezintegracja pozytywna

Dezintegracja pozytywna

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay / Domena publiczna
14 maja, dzień 72. Wpis nr 63 | Pisałem już o tym jak może wyglądać „Nowy Wspaniały Świat” po którejś z wersji zakończenia pandemii, w czym wydatnie pomogły mi ekspertyzy dra Jacka Bartosiaka. Prognozowałem za nim zmianę sposobu funkcjonowania znanego nam świata, spowodowaną powirusową recesją. Obiecałem sobie przyjrzeć się temu zagadnieniu w perspektywie Polski.

Po pierwsze wydaje mi się, że mamy tu dwie różne sprawy, często brane za jedną. Bo jedna sprawa to ile i jakie firmy ocaleją w Polsce, a druga to do jakiego globalnego systemu gospodarczego będą podłączone. Bo może być tak, że wiele firm przetrwa Wielkie Zamknięcie, ale nie przetrwa Wielkiego Otwarcia. Pamiętajmy, że przed pandemią wiele dynamizmu naszego wzrostu miało źródła w konsumpcji na rynku wewnętrznym pobudzanej społecznym transferami oraz we wpływach z produkcji o przeważającym esksportowym charakterze. Te dwa elementy mogą być obecnie zakłócone, ale dla czystości rozważań (nieprzewidywalny los programów społecznych) zajmę się tylko drugim z nich – naszą ekonomią.

Otóż po 1989 roku otworzyliśmy się na zachodnią gospodarkę. Nie walczyliśmy o swoje fabryki, nie było też mądrych jak postkomunistyczne molochy z innego systemu włączyć w światowy system wolnorynkowej gospodarki. (A propos – awangarda rewolucji Solidarności – pracownicy wielkoprzemysłowych zakładów pracy – zapłaciła za to straszliwą cenę. To ich ofiara na ołtarzu III RP, więc grymaszący liberałowie – czapki z głów przed robotnikiem).

W zamian za to Zachód zaproponował nam konsumpcję, czyli spełnienie marzeń materialnego dobrobytu, odkładanych pokoleniami przez okres siermiężnego komunizmu. W ramach tej wymiany mogliśmy zaoferować tańszą pracę i w miarę wykwalifikowane, aspirujące zasoby pracowników, potem – rynki zbytu (ale po zamknięciu naszej produkcji – niekoniecznie zbytu polskich towarów). Skorzystały na tym głównie Niemcy, które najpierw solo, a później za pomocą instytucji i regulacji unijnych zaczęły realizować w stosunku do nas swoją regionalną politykę jeszcze z 1915 roku, zwaną Mitteleuropa. Kraje naszego regionu miały się stać obiektem miękkiego protektoratu „o gospodarkach peryferyjnych i uzupełniających” dla gospodarki niemieckiej. I widać po regionie Europy Środkowo-Wschodniej, że ten projekt się właściwie udał i to pośrednio wszystkim.

I teraz mamy pierwsze pytanie – czy ten system po koronawirusie się odtworzy? Czy Niemcy – nasz główny importer – utrzyma tę strategię, czy być może przeniesie gros swej dotychczasowej produkcji z Polski do Niemiec? Do tej pory to my produkowaliśmy podzespoły do niemieckiej gospodarki, nawet całe samochody, ale to „u nich” realizowała się końcowa marża. Czy teraz Niemcy będą mieli takie bezrobocie, że ściągną wszystko do siebie? Jaki wpływ na to będzie miała chwiejna przyszłość Unii Europejskiej – czy konflikty Północy z Południem doprowadzą do jej rozpadu, czy też wydobędzie ona z siebie po raz pierwszy impuls do reformy i zajmie się bardziej otwieraniem jednoczącej gospodarczej wolności niż dzielącymi postmodernistycznymi ideologiami?

Są jeszcze dwa mocarstwa – USA i Chiny. Te nie będą ze sobą walczyły o Polskę, ale o prymat w popandemicznym świecie. My będziemy tylko elementem tej układanki, nie daj Boże – resztówką. Pytanie jak my się w tym wszystkim ustawimy? No bo jeśli Chiny wyjdą na powirusowy świat na zakupy, to czy będziemy im sprzedawać nasze firmy czy nie? (NasiNiemcy mówią, że się będą opierać). A jak nie, to czy i jak będziemy handlować z Chinami? Istnieje obawa, że wiele krajów Europy Środkowo-Wschodniej wymęczonych wirusem będzie ze sobą konkurować o przebieg planowanego chińskiego Jedwabnego Szlaku. Czy wystartujemy do tego wyścigu, czy nie będziemy się chcieli narazić naszemu strategicznemu partnerowi – USA –, który właściwie jest już w stanie wojny (każdej z wyjątkiem – na razie? – kinetycznej) z Chinami?

USA będą się musiały określić co do swej, do tej pory hegemonicznej, roli na świecie. I te decyzje będą miały dla nas poważne konsekwencje. Bo istnieje koncepcja, że Stany będą wycofywać swą produkcję ze zdradzieckich Chin, i zatrzymają się „po drodze”, czyli w Europie Środkowo-Wschodniej. Wtedy skorzystamy. (Ba, sami już planujemy przenosiny produkcji z „ziemi chińskiej do Polski”). Ale Stany może będą chciały ściągnąć wszystko do siebie, bo wygląda na to, że jeśli chodzi o bezrobocie, to u nich będzie chyba najciężej. I żeby nie było tak, że my się będziemy trzymać Stanów i pokażemy wała Chińczykom, a USA zawinie się do siebie. I zostaniemy wtedy z tym wszystkim jak Himilsbach z angielskim.

Jest jeszcze Rosja. Ze wszelkich wyliczeń wynika, że do supremacji któregoś z uczestników konfliktu USA-Chiny będzie potrzebna co najmniej jej neutralność. Czego i od kogo zażąda Rosja za taką postawę? A my jak się jeszcze bardziej zamotamy, to możemy zostać sam na sam z Rosją, bez gwarancji bezpieczeństwa ze strony USA.

Istnieje jeszcze jedna koncepcja – Trójmorze. Czyli stworzenie organizmu infrastrukturalno-gospodarczego złożonego z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, a właściwie zamkniętych w trójkącie ABC (Adriatyk, Bałtyk, Morze Czarne). Byłby to projekt dobry na każdy z powyższych wariantów. Oporowy wobec agresywnych zapędów Rosji, atrakcyjny partnersko dla Chin i USA, trochę mniej dla Niemiec, bo byłaby to taka Mitteleuropa 2.0, z większą niezależnością jej członków od protektoratu niemieckiego, ale ciekawa dla Niemiec w perspektywie możliwej dezintegracji Unii Europejskiej. Bo w przypadku prawdopodobnej zapaści Unii Trójmorze może okazać się koncepcją nie „Europy drugiej prędkości”, ale jakiejkolwiek prędkości. Dla USA z kolei to interesujący pomysł na ich niebezpośrednią obecność w Europie (mniej kosztowną i bezpieczniejszą), monitorowanie ekspansji Chin i dążeń zachodnich krajów europejskich do „europeizacji” Europy, czyli wypchnięcia z niej Amerykanów. Wymagałoby to dwóch rzeczy – pieniędzy, ale te może by i zainwestowały najprędzej USA, oraz jedności woli politycznej wielu krajów regionu. A jej brak jest do tej pory pragmatycznie rozgrywany przez zewnętrznych graczy, głównie Niemcy, ale też przez Chiny i Rosję.

Czyli ważne jest który z tych wariantów nie tyle przyjmiemy, co wychwycimy trendy, które nam będą najbardziej odpowiadały i korzystny moment, by wejść do gry. Na razie polska polityka zajmuje się sobą – wyborami, giełdami nazwisk przyszłych kandydatów. W sumie paluszkiem Lichockiej. Jak to prześpimy to będziemy w podręcznikach historii naszych dzieci obok końcówki I Rzeczypospolitej i sekwencji rozbiorów.

W myśl koncepcji dezintegracji pozytywnej kryzys jest szansą. Choć ta koncepcja odnosi się do psychologii, to ma swoje przejawy również w cywilizacji i polityce. A więc skoro już mamy kryzys, to możemy albo biernie zapadać się w społeczno-polityczno-gospodarczą depresję, albo możemy tę zapaść wykorzystać jako reset – do przeformułowania naszej dotychczasowej pozycji i zbudowania jej na lepszym, wyższym poziomie niż ten sprzed kryzysu. Jak mówi dr Bartosiak, koronawirus nie tyle jest kryzysem, co błyskawicą, która wydobyła z ciemności obraz naszego świata. Obraz, który się wyłonił w tym fleszu prawdy powinien pobudzać społeczności do refleksji, gdyż pokazał nagą prawdę o naszym świecie. Jeśli nie wyciągniemy z tego wniosków znowu pogrążymy się w ciemności. Aż do następnej błyskawicy. Ale wtedy to już może nie być krótki flesz, ale pożar, którego nie da się odzobaczyć, ale i nie da się uniknąć jego dewastacyjnych skutków. Dziś kwestia głębokiej reakcji na kryzys pandemiczny jest wyzwaniem dla światowego, ale i naszego, lokalnego przywództwa.

Wyjdziemy do swoich jednoosobowych firemek, tylko nie łudźmy się, że „jeszcze będzie pięknie” z powodu samego wyjścia. Jeśli rządzący (i opozycja!) nie zajmą się wyborem naszego miejsca w przyszłym, zmienionym świecie – zrobi to za nas ktoś inny, we własnym, nie naszym, interesie. I pytanie czy my – „suwenir” – będziemy czynni w tym procesie czy też nasz w nim udział będzie polegał na emocjonowaniu się polityką na poziomie internetowych memów?

Jerzy Karwelis

Więcej zapisków na blogu „Dziennik zarazy”.

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także