Dlaczego bank centralny dba o niską, ale jednak dodatnią, inflację?

Dlaczego bank centralny dba o niską, ale jednak dodatnią, inflację?

Dodano: 
Inflacja
Inflacja Źródło: DoRzeczy.pl
Gdy inflacja wymyka się spod kontroli i ceny zaczynają rosnąć w galopującym tempie, pieniądze w portfelach bardzo szybko tracą swoją wartość, społeczeństwo szybko ubożeje i – po początkowym szturmie na sklepy w obawie przed dalszym wzrostem cen – popyt w gospodarce może się radykalnie obniżyć. Dodatkowo ludzie tracą zaufanie do krajowej waluty, które trudno będzie odrobić przez wiele lat. Kiedy jednak ceny spadają przez zbyt długi czas, konsekwencje dla gospodarki mogą być równie groźne.

Gdy ceny rosną za szybko…

Świecące pustkami sklepowe półki. Zamknięta większość szkół i szpitali. Bezrobocie sięgające 80 proc. Tak w 2008 r. wyglądało życie w Zimbabwe, gdy inflacja sięgnęła rekordowego poziomu 231 mln proc. Do szalonego wzrostu cen doszło po tym, jak władze kraju skonfiskowały gospodarstwa rolne należące do białych farmerów i odmówiły spłaty długu zaciągniętego w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, co doprowadziło do całkowitego załamania systemu finansowego kraju i utraty zaufania do lokalnej waluty.

Na nic zdały się podejmowane przez rząd próby opanowania inflacji, np. nakazywanie producentom i dystrybutorom obniżania cen produktów o połowę. Ceny podstawowych towarów oraz usług i tak podwajały się co 24 godziny. Tak szybki wzrost cen sprawił z kolei, że – aby kupić bułki, mleko czy olej jadalny – mieszkańcy tego afrykańskiego kraju musieli brać ze sobą duże plastikowe torby wypełnione banknotami. Władze wypuściły więc na rynek banknot o nominale 100 bilionów zimbabweńskich dolarów.

Opozycja kpiła zaś, że rządzący wówczas krajem Robert Mugabe zrobił z ludzi „biednych trylionerów”. Bycie milionerem czy nawet trylionerem w czasach galopującej inflacji ma bowiem niewiele wspólnego z prawdziwym bogactwem. Przeciwnie – w Zimbabwe większość mieszkańców żyła poniżej progu ubóstwa. Za trylion zimbabweńskich dolarów nie można zaś było kupić nawet tygodniowego biletu na autobus. Miesięczna pensja pracowników strefy budżetowej nie wystarczała nawet na dzienny bilet autobusowy.

W szczytowym momencie, w 2008 r., hiperinflacja sięgnęła – według szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego – aż 500 mld proc. Ulice były zaśmiecone banknotami, których po prostu nie opłacało się zbierać.

W 2015 r. Zimbabwe porzuciło swoją walutę i zmusiło mieszkańców do obowiązkowej wymiany oszczędności na dolary amerykańskie po bardzo nieatrakcyjnym kursie. W przypadku pieniędzy zgromadzonych na kontach za jednego dolara amerykańskiego władze żądały aż 35 biliardów dol. zimbabweńskich, a przy wymianie gotówki kurs wymiany wynosił 250 biliardów zimbabweńskich za jednego USD.

Obecnie z monstrualną inflacją – wywołaną przez kryzys gospodarczy będący wynikiem nieudolnej polityki gospodarczej socjalistycznego prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza i jego następcę Nicolasa Maduro, a następnie pogłębiony w wyniku nagłego spadku cen ropy – zmagają się mieszkańcy Wenezueli. W 2017 r. ceny w tym kraju wzrosły o około 2,6 tys. proc.

Według prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego w tym roku ceny towarów mają szybować w górę pięciokrotnie szybciej (około 13 tys. proc.). Brakuje żywności, gazu oraz leków, a nawet jeśli ktoś wypatrzy już jakąś nową dostawę, to ma problem z zapłatą bo chociaż pensja minimalna w styczniu 2018 r. została podwyższona o 40 proc., to średnie miesięczne zarobki w przeliczeniu z boliwarów na czarnorynkowy kurs dolara wynoszą niewiele ponad 2 dol. miesięcznie. Przez hiperinflację zdecydowana większość Wenezuelczyków żyje poniżej progu ubóstwa. Nie stać ich na podstawowe produkty czy usługi. Jak informują amerykańskie media, doszło już do tego, że najbiedniejsi mieszkańcy muszą eliminować z jadłospisu kolejne posiłki – część Wenezuelczyków w ciągu dnia zjada tylko skromny obiad, którzy z reguły składa się z ryżu, makaronu oraz fasoli. Dodatkowo państwowy system opieki zdrowotnej jest na krawędzi upadku, coraz gorzej funkcjonuje też komunikacja publiczna, gospodarka komunalna i inne usługi finansowane z budżetu państwa. Hiperinflacja występowała często w okresie powojennym, kiedy władze decydowały się pokryć emisją pieniądza dług powstały w trakcie wojny. Stosunkowo niedawnym przykładem takiej hiperinflacji jest przypadek Jugosławii ze stycznia 1994 r. Miesięcznie ceny rosły tam aż o 313 mln proc., a ceny podwajały się co półtora dnia.

Po pierwszej wojnie światowej okres koszmarnej hiperinflacji i mającej straszliwe skutki polityczne przeżyli Niemcy. W październiku 1923 r. miesięczny wskaźnik inflacji w Republice Weimarskiej wyniósł 29,5 tys. proc., a ceny podwajały się średnio co niecałe cztery dni (dzienny wskaźnik wzrostu cen w szczytowym momencie wynosił średnio 21 proc.). Pieniądze tak szybko traciły wartość, że robotnikom pensję wypłacano dwa razy dziennie. W piecach palono zaś plikami marek o niskich nominałach, bo i tak było to bardziej opłacalne niż kupowanie za nie węgla.

Największa hiperinflacja w historii dotknęła Węgry między 1945 r. a latem roku 1946. Władze dodrukowywały pieniądze w takim tempie, że w szczytowym momencie inflacja wynosiła aż 13 kwadrylionów, a ceny podwajały się średnio co ponad 15 godzin. Skalę tego zjawiska dobrze obrazuje najwyższy dostępny nominał będący w obiegu – w 1944 r. było to 1 tys. pengő, pod koniec 1945 r. 10 mln pengő, a w połowie kolejnego roku aż 100 trylionów (100 000 000 000 000 000 000) pengő. Dopiero wprowadzenie nowej waluty – forinta – pozwoliło Węgrom zapanować nad wzrostem cen. Według danych amerykańskiego think tanku Cato Institute z hiperinflacją pod koniec II wojny światowej i tuż po niej zmagali się też Grecy oraz Chińczycy.

W Grecji w listopadzie 1944 r. miesięczny wskaźnik inflacji wynosił 11,3 tys. proc., a ceny podwajały się co cztery i pół dnia. Z kolei w Chinach szczytowy wskaźnik inflacji w maju 1949 r. wynosił 4,2 tys. proc. – ceny towarów i usług podwajały się wówczas co niecałe sześć dni. Okresy szalonego wzrostu cen zdarzały się też w Polsce. Pierwszy raz hiperinflację w naszym kraju odnotowano po odzyskaniu niepodległości – utrzymywała się przez cały 1923 rok do stycznia 1924 r. W 1918 r. Za jednego dolara amerykańskiego trzeba było zapłacić dziewięć marek polskich (MKP). W czerwcu 1923 r. jeden dolar kosztował 100 tys. MKP. Pod koniec 1923 r. kurs dolara sięgał już zaś 6 375 000 MKP. Gwałtowny wzrost cen wynikał z prób łatania nadmiernego deficytu budżetowego poprzez dodrukowywanie pieniędzy.

Banknoty szybko stały się więc mało znaczącymi kawałkami papieru. „Otrzymałem pensję miesięczną i nie wiem, co robić! Posiadam pieniędzy zbyt wiele, ażeby samemu udźwignąć i zbyt mało, ażeby zapłacić dorożkarzowi za odwiezienie do domu” – mówił robotnik uwieczniony na karykaturze z 1923 r. przed drzwiami fabryki. Na nic zdały się próby zdławienia wzrostu cen poprzez tzw. podatek inflacyjny. Hiperinflację skutecznie zwalczyły dopiero reformy premiera Władysława Grabskiego, który w 1924 r. zastąpił markę polską polskim złotym, a zamiast Polskiej Krajowej Kasy Pożyczkowej stworzył Bank Polski, który pełnił funkcję banku emitenta polskiej waluty (obecnie funkcję tę pełni Narodowy Bank Polski).

Drugi raz z hiperinflacją mieliśmy do czynienia na przełomie lat 80. i 90. 14 marca 1990 r. Główny Urząd Statystyczny ogłosił, że inflacja w Polsce osiągnęła rekordowy poziom aż 1360 proc. Przyczyną było m.in. załamanie się gospodarki PRL, zupełne niedostosowanie podaży pieniądza do popytu, a także nagłe urealnienie cen towarów, które przez komunistyczny reżim były sztucznie utrzymywane.

Spirala inflacyjna

Inflacja to jest po prostu wzrost przeciętnego poziomu cen towarów i usług w gospodarce. Jej skutkiem jest spadek siły nabywczej pieniądza. „Siła nabywcza” określa ilość oraz jakość towarów i usług, które możemy kupić za konkretną kwotę pieniędzy. Kiedy ceny rosną, za taką samą sumę możemy kupić coraz mniej dóbr. Obserwowanie wskaźników dotyczących inflacji jest więc ważne np. dla inwestorów oraz osób, które trzymają pieniądze na lokatach czy kontach oszczędnościowych.

Aby określić, jaki będzie ich rzeczywisty zysk, muszą oni porównać potencjalną stopę zwrotu z poziomem inflacji. W niektórych przypadkach może się bowiem okazać, że pieniądze trzymane na niskooprocentowanej lokacie nie utrzymują wartości pieniądza. Skąd się bierze hiperinflacja? Jedną z najczęstszych przyczyn jest nadmierne zwiększanie podaży pieniądza poprzez jego emisję przez bank centralny (jest to wówczas tzw. inflacja pieniężna). Gdy rządy dodrukowują „puste pieniądze”, dochodzi do gwałtownego wzrostu cen (tak było niedawno np. w Zimbabwe, ale psucie własnej waluty mieli na sumieniu już starożytni władcy). Szybki wzrost inflacji prowokuje z kolei ludzi do pozbywania się gotówki i kupna towarów. Nagłe zwiększenie konsumpcji doprowadza do jeszcze szybszego wzrostu cen. Rządy zaczynają więc dodrukowywać więcej pieniędzy, a przedsiębiorcy, oczekując wzrostu inflacji, coraz bardziej podnoszą ceny. Ten samonakręcający się mechanizm – tzw. spirala inflacyjna – prowadzi do hiperinflacji, podczas której ceny rosną już nie tylko z miesiąca na miesiąc, lecz także z godziny na godzinę. Do względnie wysokiej inflacji może też prowadzić nagły i gwałtowny wzrost kosztów produkcyjnych, wywołany np. wzrostem cen paliw na światowych rynkach.

Gdy ceny spadają…

Przeciwieństwem inflacji jest deflacja, czyli spadek przeciętnego poziomu cen, który powoduje wzrost siły nabywczej pieniądza. Innymi słowy, gdy w gospodarce mamy do czynienia z deflacją, to za tyle samo pieniędzy po pewnym czasie można kupić więcej towarów i usług. Realnie rosną również oszczędności i to nawet wtedy, gdy banki oferują oprocentowanie depozytów na poziomie bliskim zeru. Długotrwała deflacja jest groźna dla gospodarki – sprawia bowiem, że producenci mają kłopot ze sprzedażą dóbr, a rosnące zapasy zmuszają ich do obniżania cen. Taka sytuacja prowadzi do powstania spirali deflacyjnej: konsumenci i przedsiębiorcy odkładają w czasie wydatki i inwestycje, popyt ulega osłabieniu, a w konsekwencji firmy ograniczają produkcję, zmniejszają płace oraz tną zatrudnienie. Skutkiem deflacji może być też fala bankructw. W efekcie rośnie bezrobocie i wzrasta presja na jeszcze większy spadek cen. Na deflacji traci również państwo, ponieważ niższa wartość sprzedaży prowadzi do zmniejszenia wpływów podatkowych. Taka sytuacja przeważnie prowadzi z kolei do zwiększenia deficytu i wzrostu długu publicznego. Najlepiej opisanym przypadkiem spirali deflacyjnej jest ten z okresu wielkiego kryzysu z lat 1929–1933.

To, czy deflacja będzie miała negatywne przełożenie na aktywność gospodarczą, zależy od oczekiwań gospodarstw domowych i przedsiębiorstw odnośnie do kształtowania się cen w przyszłości. Jeśli nie wierzą oni, że spadek cen utrzyma się, wówczas nie odkładają swoich zakupów w czasie.

Deflacja może być efektem niedostatecznej ilości pieniędzy na rynku. Może jednak wynikać również ze spadku cen surowców energetycznych, np. ropy naftowej na rynkach światowych czy spadku cen żywności na skutek jej nadmiernej podaży. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia do niedawna w Polsce – dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw było oczywiste, że wraz ze wzrostem cen surowców inflacja powróci do dodatniego poziomu. W związku z tym nie zaobserwowano objawów spirali deflacyjnej – wręcz przeciwnie, wzrost gospodarczy w Polsce był przyzwoity, zwłaszcza na tle innych krajów europejskich.

Cel: stabilność cen

Banki centralne na całym świecie, a w Polsce Narodowy Bank Polski, stawiają sobie za cel stabilność cen lub utrzymywanie inflacji na niskim, ale wciąż dodatnim poziomie. Zgodnie z ustawą o NBP „podstawowym celem działalności Narodowego Banku Polskiego jest utrzymanie stabilnego poziomu cen, przy jednoczesnym wspieraniu polityki gospodarczej Rządu, o ile nie ogranicza to podstawowego celu NBP”. Zgodnie z obowiązującymi założeniami polityki pieniężnej celem NBP jest ustabilizowanie inflacji na poziomie 2,5 proc. z możliwością odchylenia do plus/minus 1 punktu procentowego. Aby doprowadzić do realizacji celu inflacyjnego, Rada Polityki Pieniężnej określa co miesiąc wysokość stóp procentowych, czyli ustala po jakiej cenie bank centralny będzie pożyczał pieniądze bankom komercyjnym. I odpowiednio reaguje na zmiany zarówno w krajowej gospodarce, jak i w zewnętrznym otoczeniu makroekonomicznym Polski.

Koszyk inflacyjny

Jak obliczyć inflację, kiedy ceny jednych towarów – np. komputerów czy telewizorów – spadają, a innych – np. żywności – rosną? Najczęściej wykorzystywaną miarą inflacji jest zmiana wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych (ang. consumer price index, CPI). Aby policzyć ten wskaźnik w Polsce, co miesiąc pracownicy Głównego Urzędu Statystycznego zbierają informacje o cenach niemal 1,5 tys. towarów i usług, zaspokajających potrzeby przeciętnego Kowalskiego. W skład koszyka inflacyjnego wchodzą m.in. żywność i napoje, użytkowanie mieszkania i nośniki energii, transport, zdrowie, łączność, odzież i obuwie, restauracje i hotele, wyposażenie mieszkania i prowadzenie gospodarstwa domowego oraz rekreacja i kultura.

Lista towarów jest regularnie weryfikowana raz do roku, aby dobrze odzwierciedlała aktualną strukturę konsumpcji. Aby opracować system wag, wykwalifikowani statystycy analizują budżety gospodarstw domowych, zbierając dane dotyczące przeciętnych wydatków na towary i usługi. Dzięki temu udział wyżej wymienionych kategorii produktów w wydatkach konsumentów jest na bieżąco dostosowywany do aktualnej sytuacji. Zmiana ceny produktów czy usług w kategorii, która ma znaczny udział w wydatkach (np. żywność i napoje bezalkoholowe) w większym stopniu wpływa więc na zmianę wskaźnika cen niż zmiana ceny produktu z kategorii o niskim udziale w koszyku (np. edukacja). W 2017 r. ceny konsumpcyjne wzrosły o 2 proc. i tym samym po ponad dwóch latach spadku cen związanego z obniżającymi się cenami surowców inflacja znalazła się ponownie blisko celu inflacyjnego. Głównym powodem wzrostu dynamiki cen było zwiększenie się cen surowców energetycznych na rynkach światowych w drugiej połowie ub.r. Ponadto wzrosły ceny żywności, co miało związek z niekorzystnymi warunkami pogodowymi najpierw na południu Europy, a potem w Polsce, a także wyższymi cenami masła na świecie, a pod koniec roku – mniejszą podażą jaj w kraju. Z kolei ta część inflacji, która w relatywnie dużej mierze zależy od popytu w kraju (inflacja bazowa), choć wzrosła w warunkach przyśpieszenia wzrostu gospodarczego, to pozostała umiarkowana na tle historycznym.

Rodzaje inflacji

Biorąc pod uwagę przyczyny inflacji, możemy wyróżnić jej dwa główne rodzaje:

  • popytowa, a więc związana ze wzrostem popytu w gospodarce, którego praprzyczyną może być ekspansywna polityka budżetowa lub pieniężna (obniżenie stóp procentowych lub zwiększenie ilości pieniądza w obiegu przez bank centralny – w skrajnym przypadku w nadmiernych ilościach, co może prowadzić do hiperinflacji),
  • kosztowa, a więc spowodowana przez wzrost kosztów produkcji związany przede wszystkim ze wzrostem cen surowców (na przykład ropy naftowej, węgla) lub ze wzrostem płac przewyższającym wzrost wydajności pracy, ale również z osłabieniem się kursu walutowego czy podwyższeniem podatków obciążających producentów.
Artykuł został opublikowany w 13/2018 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także